2025-06-15

Czego oczekują wydawnictwa po blogerach recenzentach? Rzetelnej (choć nie zawsze) prawdy, czy miłego kłamstwa?

 


Nigdy nie miałam jakiegoś szczególnego "parcia na szkło", aby czytywać nowości literackie. Już teraz książek jest tyle, że nie wiadomo, na czym oko w pierwszej kolejności zawiesić. Dodatkowo w bibliotece do popularnych nowości ustawiają się kolejki, więc często czyta się je i tak z dość sporym opóźnieniem.   Jednym ze sposobów na szybkie i regularne docieranie do premier książkowych bez ryzyka bankructwem, jest współpraca bloger - wydawnictwo. Ten pierwszy otrzymuje egzemplarz recenzencki do przeczytania w konkretnym terminie, a to drugie oczekuje, że bloger umieści np. na swoim blogu odpowiednią recenzję (patrz: zachętę do przeczytania danego tytułu). Co jednak, jeśli otrzymana książka okaże się obiektywnie nawet nie przeciętna, tylko po prostu pod pewnymi względami niegodna polecenia innym czytelnikom?

Lubię czytać, czytam różne książki i poznaję tym sposobem różnych autorów. Postanowiłam sobie nawet w obecnym roku kalendarzowym przeczytać przynajmniej 52 książki (średnio jedna na tydzień), więc czytam... I - co tu dużo mówić - (zbyt często) włos mi się jeży na głowie. 

Dziś można przeczytać w ciągu 10 lat i ponad 1000 książek i w żadnej mierze nie być oczytanym lub być słabo oczytanym w dotychczasowym tego słowa znaczeniu. Bo oczytany, to taki "delikwent", który czerpie z książek wiedzę, wzbogaca przez czytanie słownictwo i poszerza swoje horyzonty. Oznacza to, że pretendując do miana osoby oczytanej, należałoby sięgać nie tylko po beletrystykę (która jednak może wzbogacać słownictwo i inspirować np. do własnej twórczości), ale i poradniki, książki oparte na faktach, zbiory esejów, wywiady z ciekawymi ludźmi itp.

Powiem szczerze, że ja od października 2024 roku sięgam przede wszystkim po książki, które wartości edukacyjnej nie mają żadnej - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dlaczego? Dlatego, że "nagle" okazuje się, że jednak mam pewne swoje wymagania co do literatury także typowo rozrywkowej, która nie powinna np. opierać się o bylejakość językową, a tej niestety jest coraz więcej. Czy to dlatego, że to "czytelnik" stał się jakby mniej wymagający i - mimo ukończonych studiów - ma słabą orientację choćby w języku pisanym?

Odnoszę też wrażenie, że to co zaczyna się na braku wstydu za błędy ortograficzne w wypowiedzi pisanej w mediach społecznościowych, kończy się na przekonaniu, że skoro ktoś zna literki i umie je składać, to może zostać pisarzem. I tak na rynku wydawniczym pojawiają się tytuły rodem z Wattpada, gdzie publikować może każdy. I dobrze - jest to do pewnego stopnia darmowe (zrzesza też osoby, które 10-15 lat temu zakładały(by) blogi z opowiadaniami), więc ludzie uważający, że mają coś do powiedzenia w "literacki sposób", mogą tu publikować swoje "dzieła". A że wychodzi z tego to, co wychodzi, to już inna sprawa. Gorzej, że znajdują się wydawnictwa chcące to wydawać (problem globalny, a nie tylko polski).

Wracając jednak do współpracy z wydawnictwami w roli recenzenta. Owszem, czasem chodzi o pierwsze przeczytanie przez kogoś książki, która ma jeszcze szansę na poprawę błędów (literówki), choć nie wiem, co z ewidentnymi bykami stylistycznymi w nadmiernej ilości?

Skupmy się jednak na tytułach, które docierają do blogerów, a oni mają je przeczytać i napisać o nich na blogu. Siłą rzeczy można się domyśleć, że chodzi o powiadomienie czytelników bloga, że dany tytuł wchodzi na rynek i o zachętę do kupna / wypożyczenia z biblioteki. I tu pojawia się problem: co, jeśli dana książka jest obiektywnie źle napisana: nudna, z błędami różnej maści, świadczącymi niekorzystnie zarówno o autorze, jak i o wydawnictwie?
Owszem, można sprytnie wybrnąć z kłopotu - napisać coś o akcji, tematyce i pominąć wady, równocześnie pozostawiając decyzję o sięgnięciu po książkę odbiorcom treści bloga. Co jednak, jeśli wydawnictwo będzie oczekiwało wyraźnej zachęty i napisania wprost czegoś dobrego o książce?

Niestety, ja tak nie umiem. Zawsze wolę wypunktować słabe strony książki, aby  potem ktoś mi nie powiedział, że stracił przeze mnie czas na coś, co nie jest tego warte. Lubię też pisać wprost - co jest na tak, a co na nie. Nie będę piała z zachwytu nad książką, która nie jest warta czyjegoś czasu i pieniędzy. Nie byłabym więc chyba dobrym kandydatem na recenzenta-"zachęcacza" mimo wszystko .





2 comments:

  1. Dzisiaj pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej... Przeważnie gorzej.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, niestety ,przy coraz większej liczbie książek ze współczesnej literatury ma się ochotę je podsumować jednym zdaniem: jakie to jest złe

      Delete