Od kilku albo i więcej lat, co jakiś czas pojawiają się tu i ówdzie artykuły podobne do tego:
Piątek po Bożym Ciele jest wolny od szkoły? Wielu rodziców nie wie, co ma wówczas zrobić z dziećmi. Za każdym razem, gdy czytam taki pożal się Boże tekst, zastanawiam się, skąd ten problem, skoro od lat w ciągu roku szkolnego stale są pewne dodatkowe dni wolne?
Czas między Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem, ferie zimowe, Wielki Czwartek, Wielki Piątek i wtorek po Poniedziałku Wielkanocnym, 2 maja i właśnie piątek po Bożym Ciele - te dni miałam wolne i ja odbierając edukację przed dobrych kilkanaście lat pod rząd, od 1986 roku począwszy. Miewaliśmy też przez kilka lat wolne dni na rekolekcje wielkanocne. I nigdy nie było problemu z zapewnieniem mi opieki, bo wtedy dzieci jakoś wcześniej mogły zostawać same w domu, ewentualnie ze starszym rodzeństwem, przy doglądaniu przez sąsiadów, czy rodzinę (np. ktoś wpadał choć na chwilę, gdy mógł, aby skontrolować sytuację).
Czy więc to na pewno rodzice na taką skalę żalą się, że w te dodatkowe dni wolne mają problem z załatwieniem opieki nad dziećmi, czy to raczej pożal się Boże podróby redaktorów i dziennikarzy na różnych portalach rozdmuchują coś, co nie jest tego warte?
Jeśli komuś rodzi się dziecko, to chyba rodzice są świadomi, że przez przynajmniej 10-12 kolejnych lat mogą mieć problem z opieką nad dzieckiem w dodatkowe dni wolne w roku szkolnym oraz w wakacje, jeśli pracują na etacie i to "stacjonarnie". Bo pokolenie dzisiejszych rodziców, a nawet dziadków, samo miało wolne od szkoły niemal w tym samym wymiarze, gdy samo chodziło do szkoły. Czyli był czas, aby to przemyśleć sobie na przyszłość pod kątem rodzicielstwa i opieki nad swoimi pociechami.
To przecież nie spada nigdy z nieba - nikt raptem nie zapowiada z tygodniowym wyprzedzeniem, że kolejny piątek będzie wolny i należy wtedy zapewnić "bąbelkom" opiekę we własnym zakresie. Nie każda placówka opiekuńcza (przedszkole, świetlica w szkole) pełni bowiem dyżury przez niemal okrągły rok, niezależnie od tego, czy zajęcia są, czy nie.
Nie każda rodzina ma dziadków / ciotki / przyjaciół gotowych do pomocy w opiece nad najmłodszymi przynajmniej od czasu do czasu, ale ludzie radzą sobie w tej sytuacji od co najmniej 40 lat. Czy jest więc z czego robić problem powracający niczym fala w tzw. portalach parentingowych (czemu swoją drogą i do jasnej ciasnej nie rodzicielskich) tak jakby za każdym razem to było coś totalnie nowego?
No comments:
Post a Comment