Wydaje mi się, że nie chodziłam do szkoły aż tak dawno temu... A może jednak? W każdym razie już z podstawówki wyniosłam zasadę, żeby pilnować prawidłowej pisowni. Bo np. pismo urzędowe albo list motywacyjny lub CV, to nie dyktando, z którego można dostać 3 "na szynach" i na tym etapie jeszcze świat się nie zawali. Dodatkowo na wielu stanowiskach nie wypada robić błędów, bo to może źle świadczyć nie tylko o jednym pracowniku, ale i o całej firmie. A - przypomnijmy - w podstawówce uczyłam się w latach, gdy nie było Internetu, a wszelkie informacje typu prawidła ortografii, sprawdzało się w słownikach książkowych.
A potem przyszły czasy Internetu i mediów społecznościowych... I okazało się, że w społeczeństwie mamy albo 1/3 ortograficznych (i nie tylko) ignorantów albo osób niezdiagnozowanych, które z racji jakiejś przypadłości po prostu "nie widzą" problemu w tym, czy np. życie pisze się przez "ż", czy przez "rz". I to wszystko w czasach, gdy każdy błąd jest podkreślany w czasie pisania na czerwono, piszącemu powinna więc też się zaświecić czerwona lampka.
Podstawówkę kończyłam w klasie liczącej 23 osoby. Tylko jedna przez całą podstawówkę dukała (nie czytała płynnie) i pisała bardzo niewyraźnie (dysgrafia) i też tylko jedna miała zdiagnozowaną dysleksję. To raptem 10 % klasy! Reszta nie odbiegała jakoś od norm - zdarzały się im błędy ortograficzne, ale z biegiem czasu coraz rzadziej i raz na mnóstwo zapisanych wyrazów.
A dzisiaj? Mając za przykład poprzednią klasę mojej córki - w 3. klasie tylko 6 osób na 22 czytało płynnie (w pozostałej grupie diagnozę o jakiejś przypadłości miała tylko moja córka, reszta nie powinna więc teoretycznie mieć problemów w tej kwestii). W 4. klasie polonistka wciąż musiała monitować o ćwiczenie czytania, a matematyczka o ciągłe przypominanie sobie tabliczki mnożenia do 10 x10.
Mają dużo do powiedzenia; szkoda, że często nie da się tego zrozumieć
Media społecznościowe, a szczególnie Facebook, dały szansę wypowiedzi pisanej każdemu chętnemu. I nawet nie trzeba się pod tymi wypowiedziami podpisywać swoim nazwiskiem! Bo konto można założyć na nazwisko Jan Kowalski, będąc Julią Nowak albo stworzyć nick np. Prze Mek, Maciek Maciejek, Ma Rysia itd... A w ostatnim czasie weszła tez możliwość zadawania w grupach pytań jako "anonimowy użytkownik"...
Wiele osób poczuło się więc bezkarnie - niczym wytresowane "ruskie" trolle sieją nienawiść albo po prostu piszą tak, że trudno cokolwiek z tego zrozumieć i nie chodzi tylko o ortografię czy brak "ogonków" (rozumiem, że niektórzy piszą zza granicy i nie umieją włączyć polskich znaków na klawiaturze, bo mają komputer kupiony w Niemczech, Anglii czy USA). Inna denerwująca sprawa: błędne stosowanie imiesłowów - to ostatnio rozprzestrzeniająca się plaga (Idąc do sklepu, napadł mnie słodziej. Bynajmniej to nie złodziej był na zakupach, a napadnięta osoba), a brak przecinków lub dowolne używanie znaków przestankowych "dokłada do pieca".
A spróbuj zwrócić uwagę!
Czasem każdy ma taki moment, że "musi, bo się udusi" i zwraca delikwentowi uwagę na błędy w jego pisemnej wypowiedzi. W odpowiedzi słyszy, że się czepia i że po prostu chce strasznie coś powiedzieć, choć nie ma nic do powiedzenia w temacie, więc się czepia ortografii... Trzeba też zaznaczyć, że i te wypowiedzi pełne błędów nie mają przeważnie jakiejś specjalnej wartości merytorycznej.
Czasem ktoś chce o coś zapytać, ale tak wszystko pokręci w wypowiedzi, że właściwie nie wiadomo, jak brzmi pytanie. Czy ludzie czytają to, co napisali? Bo potem mają pretensje albo denerwują się, że ludzie dopytują, śmieją się albo piszą: ale o co ci właściwie chodzi?
Kiedyś to był brak szacunku... A dzisiaj to norma...?
Kiedyś uczono nas, że tekst, który ma być czytany przez choć jedną inną (niż autor tekstu) osobę, powinien być poprawnie napisany. Inaczej może być potraktowany nawet jako wyraz braku szacunku i świadczyć o niestaranności i ignorancji autora (cały czas piszemy o osobach bez żadnych orzeczeń, które normalnie chodziły do szkoły). Co takiego się stało, że dzisiaj można "nagrzmocić" całe stado byków różnej maści i jeszcze się czepiać, jeśli ktoś na to zwróci uwagę? Czy "wolność" słowa to także przyzwolenie na rzucanie ludziom kłód przed oczy?
Mnie też zdarzają się literówki - często wracam do moich poprzednich wpisów albo i wypowiedzi w mediach społecznościowych i jak coś zauważę, to poprawiam. Dlaczego? Bo to są podstawy, większość z nich nawet z pierwszych trzech klas podstawówki.
Gdzie ten świat dzisiaj doszedł i na co zszedł, że większym wstydem w wielu miejscach jest być "biedakiem", który nie nosi "modnych" (choć często niewygodnych) rzeczy i nie ma iPhone'a, ale już nie jest wstydem być trollem, który od 1. klasy podstawówki rzucał kamieniami na szkołę, zamiast chociaż ogarnąć minimum z minimum pewnych umiejętności - dla samego siebie?
Zawsze, od podstawówki - a mam 39 lat - starałam się pisać poprawnie i na ogół mi to wychodzi. :) Kiedy w czasach liceum stałam się stałym gościem w internecie, również pilnowałam błędów, literówek itp. Ale już wtedy - a było to ponad 20 lat temu - było mnóstwo osób, które zasady poprawnej pisowni miały gdzieś. Na zwrócenie uwagi reagowały agresją, mimo że już wtedy zaczęły pojawiać się w przeglądarkach opcje sprawdzania pisowni...
ReplyDeleteI fakt, że czasem aż oczy bolą, jak widzi się niektóre byki... Ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz, a osoba pisząca z błędami jeszcze Cię zwymyśla od najgorszych? Ja już doszłam do tego etapu, że przestałam się tym przejmować, bo to taka plaga, że człowiek prędzej zwariuje, niż cokolwiek zaradzi. ;)
Pozdrawiam!
Nie jest to może problem do przejmowania się; chodzi o to, że świat schodzi na bylejakość nawet w takiej podstawie jak pisanie :)
DeletePrzyznam, że mam maleńkiego hopla na punkcie poprawnego pisania, tym bardziej jeżeli chodzi o moją dziedzinę czyli wiersze. Kiedy czytam i widzę błędy, to niestety zostawiam. Tak mam. Może z jednej strony szkoda, ale jeżeli autorowi nie zależy by poprawić to dlaczego mi ma zależeć, by tracić czas na czytanie.(wiem jestem hetera, jeżeli o to chodzi) :)
ReplyDelete