Pokolenie mojej babci (urodzone w latach 1905-1920) kładło spory nacisk na trzymanie rodziny "w kupie" bez względu na wszystko. A kupa, jak to kupa, czasem zaczyna śmierdzieć. Bo określenie "toksyczny/-a" w odniesieniu do osoby, w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, powstało chyba znacznie później. A przecież osoby narcystyczne, wieczne łobuzy, osoby w typie Piotrusia Pana, które wiecznie trzeba z kłopotów wyciągać, zaborcze (...), istniały od zawsze. Moja Mama wyniosła tak wzór rozumienia rodziny z domu...
Cokolwiek zrobisz, zawsze ci pomogę i wybaczę
Moja babcia miała 10 rodzeństwa; do dorosłości przeżyła z tego tylko część, a do wieku bardziej zaawansowanego (60 + i więcej), jedynie 5 sióstr, w tym najmłodsza (po niej były jeszcze bliźnięta, ale żyły mniej niż miesiąc).
Nazwijmy tę najmłodszą siostrę na potrzeby wpisu Patrycją (wszystkie imiona zostały zmienione). Otóż Patrycja miała niebywały spryt do wielu spraw. Kiedy wybuchła II wojna światowa, dziewczyna miała zaledwie 17 lat; jednak w latach wojennych, mimo młodego wieku, podobno pomogła kilku osobom w trudnych sytuacjach. Potem jednak zapomniała, że czasy się zmieniły i wciąż coś kombinowała i kilka razy przekombinowała, przez co przynajmniej raz trafiła za kratki. Potem się tułała po kraju, a trzy starsze siostry mieszkające w centralnej i południowej Polsce wciąż jej pomagały - chroniły jej 4 litery, gdy narozrabiała, regulowały jej długi, choć 2 żyły przez lata od pierwszego do pierwszego, itd. Patrycja bywała też duszą towarzystwa i brylowała na przyjęciach i różnych spotkaniach, nawet wśród osób wykształconych i lokalnie wysoko postawionych. Jak ktoś jej nie znał zbyt dobrze, mógł być nią zachwycony (aż do czasu, gdy się okazywało, że kobieta zrobiła jakiś przekręt, który tego kogoś dotyczył).
Jak Patrycja skończyła? W szpitalu, nie wybudziwszy się po udarze lub wylewie. Wcześniej przeleżała jakiś czas nieprzytomna w wynajmowanym mieszkaniu. W ostatnich tygodniach życia bała się kogokolwiek wpuszczać, drzwi zamknęła na klucz, nie otwierała dobijającej się Hannie, mojej babci, czy dobrze sobie znanej sąsiadce, bojąc się podstępu (i Policji?). Czy faktycznie znowu tak narozrabiała, czy zaczęła się jej jakaś demencja, która przepuszczała do mózgu tylko niegdysiejsze wspomnienia? Nie wiem, ale faktem jest, że kilkudziesięcioletni sposób bycia / życia, po prostu się na niej zemścił. I już żadna siostra nie mogła jej pomóc (wiek, warunki, zamknięte drzwi).
Gromadzenie na siłę rodziny przy świątecznym stole
Znacie to? Wigilia, Wielkanoc, śluby, I Komunie, chrzty, pogrzeby... Czasem nie znacie cioci Jadzi osobiście, ale można by ją zaprosić (ponoć bogata jest!) na waszą I Komunię czy chrzest Waszego dziecka (decyzja dziadków)...
Kiedyś zapraszało się wszystkich (obecność obowiązkowa!!!), bo to rodzina, która "powinna trzymać się razem", nawet jeśli:
- Marysia nie może patrzeć na Jerzego,
- Irena nie przepada z tylko sobie znanych powodów za najbliższą rodziną męża,
- a Joanna żyje z Michałem bez ślubu już 15 lat. Co gorsza, dzieci nie ochrzcili, a przecież cała rodzina to katolicy! I mniejsza, że żyją zgodniej, niż Adam i Ola, którzy przykładnie wzięli ślub kościelny, dzieci pochrzcili i zorganizowali im I Komunie i co niedziela biegają do kościoła...
Nie obchodzi mnie, kto zaczął! Macie się zaraz przeprosić!
To jedno z najbardziej krzywdzących zdań, jakie może usłyszeć dziecko lub nastolatek, zwłaszcza napadnięty w ten czy inny sposób przez rówieśnika. Za co ma przepraszać? Że się bronił?
Nie obchodzi mnie, kto zaczął to zdanie mające zapewnić jak najszybszy powrót "świętego spokoju", często kosztem braku poczucia sprawiedliwości u stron konfliktu. Po co wnikać w sprawę, przecież chodzi o dzieci - jakież one mogą mieć problemy? Ano takie dostosowane do wieku...
Podobno też mądrzejszy głupszemu ustępuje - problem w tym, że może właśnie dlatego ten świat tak wygląda, bo dobro, poczucie społecznej sprawiedliwości i mądrość mają ustępować głupocie, agresji i chorym realizacjom dziwnych wyobrażeń niektórych ludzi o ich miejscu na tym świecie.
Jesteście tylko dwie, powinnyście się trzymać razem...
A co, jeśli jedna siostra (brat) to toksyk, osoba z ewidentnym problemem w postaci złego charakteru, i narcyz albo (w dodatku) niezdiagnozowana pod względem psychicznym, a więc nie poddająca się stosownej terapii? I do tego przyzwyczajona, że ktoś za nią to i owo załatwi, najlepiej szybko (!!!), a każde złe zachowanie zostanie jej wybaczone i zapomniane... Nawet, jeśli prędzej czy później się powtórzy, i znowu, i po raz kolejny... Czy jej rodzeństwo ma znosić jej podejście do świata w postaci:
- ma być tak, jak ja chcę,
- ja mam rację,
- ja wiem najlepiej, bo jestem starsza,
- jeśli mi odmawiasz w jakiejkolwiek sprawie, to to Ty jesteś zły/a, wredny/a itd.
Aby zbudować prawidłową wieź, muszą tego chcieć obie strony.
Każdy ma tylko jedno życie
... czy warto je więc tracić (włącznie ze zdrowiem) na chore relacje, tylko dlatego, że on czy ona to nasza rodzina?
Odmawianie jest niewłaściwe. Nie mam do tego prawa, źle się z tym czuję...
Niestety wciąż odczuwam skutki wychowania, w którym wymagano ode mnie ciągłych ustępstw. Tyle razy usłyszałam, że niesłusznie chcę mieć ostatnie zdanie / słowo w sporze, że teraz zbyt często mam wątpliwość, czy mam rację.
Ciągle słyszałam, że na każdą prośbę reaguję odmową i byłam zmuszana do zmiany zdania, bo inaczej następowały "ciche godziny". Przede wszystkim nie zawsze od razu mówiłam nie, a po drugie skąd pomysł, że ktoś, tylko dlatego że jest najmłodszy, ma zawsze z zachwytem przystawać na każdą prośbę, bo inaczej słyszy, że "jest nieużyty"?
Czasy bezwzględnego posłuszeństwa młodszych względem starszych (tylko ze względu na różnicę wieku) dawno minęły i nie mówię o kwestiach "słuchania się" dzieci, aby nie dopuścić do niebezpiecznych sytuacji.
Kolejna sprawa - forma prośby
Inaczej podchodzi się do prośby zaczynający się np. od: mam prośbę, ale nie musisz odpowiadać od razu. A inaczej: zrób to i to, bo (to ja) cię o to proszę.
Dziś wciąż źle się czuję walcząc o swoje - PARANOJA! A dzisiaj, walcząc o swoje, walczę też często o to, co należy się mojemu dziecku. Nie muszę się na wszystko zgadzać i nie wynika to ze złośliwości, a ze stawiania granic. Jeśli ktoś chce je przekroczyć, bo tak tej osobie wygodnie i jest to w jej interesie, to mam prawo się nie zgodzić. Dziś często, zanim coś odpowiem, mam pewne rzeczy już dawno przemyślane i uzasadniam odpowiedź - nigdy nie mówię: nie, bo nie.
Kiedyś nie znano pojęcia toksyczności osoby, było jak napisałaś. Z biegiem lat coraz bardziej się buntowałam przed niekomfortowym przebywaniem z takimi osobami, nawet z rodziny. To trudne, ale zauważyłam, że zupełnie inaczej żyję i podchodzę do pewnych spraw. Ostatnio po śmierci męża dokonałam takiego cięcia od jego toksycznej rodziny. Co o tym myślą, to już nie moja broszka. Dbam o swoją strefę komfortu.
ReplyDeleteDobrze zrobiłaś. Ja z utęsknieniem czekam na rozprawę spadkową po Mamie. Modlę się, żeby już było po wszystkim i żeby moja szanowna siostra nie utrudniała sprzedaży mieszkania i podziału pieniędzy po tym fakcie. Bo potem nie mam zamiaru mieć z nią dalszych kontaktów, nie po tym, czego od niej w życiu doznałam, włącznie z wymuszaniem, że powinnam jej wciąż zapominać ciągle powtarzające się te same błędy czyli mieszanie mnie z błotem. Nie wnikam już, czy to tylko zły charakter, czy ona po prostu nie została prawidłowo zdiagnozowana - póki co nie ma papierka na to, że jej zachowania bywały takie, a nie inne z powodu jakiejś rozpoznanej choroby/ przypadłości. Po prostu chcę spokojnie zapomnieć...
Delete